poniedziałek, 6 października 2008

Kurczak w marynacie teriyaki

Tym razem kurczak w japońskiej marynacie teriyaki. Pomysł zaczerpnęłam z kuchni Atiny. Jest absolutnie pyszny i - co jest dodatkowym atutem - błyskawiczny do zrobienia. "Dobrze, że jednak nie zjadłem w pracy!" - powiedział mój Mąż. :)


Składniki: 
1 podwójny filet z kurczaka
kilka łyżek marynaty teriyaki (składniki niżej)
1 łyżka oleju

Marynata teriyaki:

1/2 szklanki sosu sojowego
2 łyżki cukru brązowego
1/2 łyżeczki imbiru
2 łyżki octu winnego
1 ząbek czosnku
2 łyżki przecieru pomidorowego  (ja użyłam ketchupu)
3 łyżki miodu (dodałam z własnej inicjatywy)


Mięso myjemy, osuszamy i kroimy na długie, wąskie paski. Wkładamy do głębokiej miseczki, zalewamy marynatą, przykrywamy folią spożywczą. Umieszczamy w lodówce na około 2 godziny. Po tym czasie na patelni rozgrzewamy łyżkę oleju. Wrzucamy kawałki kurczaka i smażymy ze wszystkich stron przez około 5 minut. Ja na koniec wlałam jeszcze połowę marynaty i trzymałam na gazie 3-4 minuty do odparowania.

Smacznego!

2 komentarze:

Stachurka pisze...

Mniam :)

Kasiu, a może wypróbujcie tego - jako danie główne - przepis własny, pomysł z krakowskorynkowej "Oficyny":

- dwie średnie papryki, mogą być już nieco "zdechłe" tzn. wysuszone ;)
- dwa nieduże pomidory (jw.)
- 10-15 dkg choriso, czyli suchej, mocnej w smaku kiełbasy. Można zastąpić czymkolwiek w tym stylu, może nawet suchą krakowską ;)
- średnia kulka mozarelli
- dowolne pieczywo.
- sól
- zioła prowansalskie
- ząbek czosnku
- oliwa

Pokroić paprykę i pomidory, poddusić razem z oliwą, czosnkiem, ziołami prowansalskimi i szczyptą soli. Następnie dodać choriso pokrojone w plasterki. Kiedy warzywa będą miękkie, odstawić.
Na drugiej patelni rozgrzać oliwę, położyć na niej kromeczki Dowolnego Pieczywa. Przewrócić na drugą stronę, położyć na przypieczonej po plasterku mozarelli, na to nałożyć "miszung" z choriso. Przykryć, przez parę minut czekać i łapać cieknącą ślinkę.
Zjeść.
Smacznego! :)
(ten przepis starcza na 1 kobietę i 1 mężczyznę :))

Leszczynka pisze...

Ojej, dzięki, Stachurko. Nie wiedziałam, że tu dotarłaś. Miło mi :)
Przepis oczywiście wypróbuję!